Kajakiem po
Zalewie Wiślanym czy morzu? Czemu nie! Anglicy, Norwegowie czy Szwedzi robią to
już od dawna. Kajakarstwo morskie staje się coraz bardziej popularne i u nas.
Wystarczy morski kajak – długi na pięć i więcej metrów, z wysokim dziobem pozwalającym
ciąć fale, wyposażony w grodzie wodoszczelne, kompas, specjalną poduszkę na
wiosło pomocną przy wchodzeniu do kajaka po wywrotce, pompkę do wylewania wody
i sprzęt nawigacyjny jak kompas czy GPS. Na morską wyprawę najlepiej wybrać się
w towarzystwie. Wtedy jest dużo bezpieczniej.
Klasyczny
maraton dla biegacza to 42 kilometry 195 metrów. Maraton kajakowy to 42 mile
morskie, czyli ponad 77 kilometrów. Taki właśnie wyścig – I Maraton Morski o
Wstęgę Zalewu Wiślanego – został przygotowany dla amatorów przez PTTK oddział w
Elblągu we współpracy ze Stanicą Wodną w Nadbrzeżu.
Trasa prowadziła
dookoła polskiej części akwenu: z Nadbrzeża przez Tolkmicko, Frombork, Nową
Pasłękę, Piaski, Krynicę Morską, Kąty Rybackie i powrót do Nadbrzeża. Pogoda
nikogo nie rozpieszczała: wiatr do 4 w skali Beauforta, deszcz i niski pułap
chmur oraz słaba przejrzystość powietrza. Szczęśliwie po tygodniu upałów woda
ma 23-24 stopnie Celsjusza – jest więc bezpiecznie. Zawodnicy wg regulaminu
mają godzinę na czekanie na pomoc. Na starcie zgłosiło się 11 zawodników:
dziesięć jedynek, w tym jedna kobieta oraz jedna osada dwójkowa. Przed
wyścigiem obowiązkowa inspekcja techniczna i sprawdzenie wyposażenia
obowiązkowego. Na trasie krąży łódź motorowa typu RIB mogąca rozwinąć prędkość
nawet 60km/h, na punktach w Nowej Pasłęce, Krynicy Morskiej i Kątach Rybackich
czuwają wolontariusze. Koordynację całego wyścigu dzierży baza w Stanicy Wodnej
w Nadbrzeżu oraz sędzia główny – Marek Stępień.
Już w Nowej
Pasłęce, po trasie pod wiatr i falę, jeszcze nie po połowie trasy z wyścigu
wycofało się czterech zawodników. Na trawersowaniu akwenu do Piasków jeden z kajakarzy
– Tomasz Sumara po wywrotce na fali wycofuje się i wzywa pomoc, kontaktując się
z bazą wyścigu w Stanicy Wodnej w Nadbrzeżu. Po dziesięciu minutach w wodzie wraca
już pontonem asekuracyjnym do Nowej Pasłęki. Kolejny – jeden z faworytów
wyścigu, Piotr Rosada, nie mogąc płynąć bokiem do fali, ląduje „przy jakimś
wielkim kamieniu”. Jak się okazuje – przy Świętem Kamieniu obok Tolkmicka. Zła
widoczność i deszcz przeszkodziły mu w poprawnej nawigacji. Mieszkaniec okolic Braniewa
– Mariusz Podgórski, płynąc na bardzo dobrym – czwartym miejscu musi się
wycofać ze względu na liczne poobcierania ciała. Ostatni w wyścigu: Filip
Sochaj i Rafał Czarnecki. Świetnym zmysłem popisali się zawodnicy z czołówki
wyścigu: decydują się płynąć nie najkrótszą drogą do Piasków, a wzdłuż granicy,
by szybciej schować się pod brzegiem przed falą.
Po przejściu
otwartych wód Zalewu, droga wzdłuż malowniczego brzegu mierzei okazała się
spokojna. Fale i wiatr malały, do Kątów Rybackich bez przygód. Kolejny trawers
otwartą wodą to odcinek z Kątów do główki wejścia do portu Elbląg zwanej przez
elbląskich żeglarzy „Andzią”. Przejście bez towarzystwa brzegu, płynąc na
wskazania kompasu. Wiatr zelżał do „jedynki”, fale powoli uspokajały się.
Zawodnicy jeden po drugim w swoim tempie meldowali się na mecie. Pierwszy po 8
godzinach, 59 minutach melduje się ponad pięćdziesięcioletni Kazimierz
Rabiński, po trzech minutach kolejny – Dariusz Kuźniarski. Trzecia jest osada
dwójkowa z Lipusza na Kaszubach. Jedyna kobieta – Agnieszka Uklańska melduje
się na mecie po 11 godzinach, 34 minutach, a ostatni z zawodników siedział w
kajaku przez 13 godzin, 14 minut. Wszystkim zawodnikom należą się gratulacje za
wyczyn, którego nikt wcześniej nie dokonał. Na mecie każdy otrzymuje gorący
posiłek regeneracyjny.
Wieczorem w
Stanicy miało miejsce rozdanie nagród i wspólna kolacja. Sponsorem nagród była
firma produkująca kajaki i osprzęt – firma AQUARIUS z Żukowa na Kaszubach oraz
kajakowy sklep internetowy – www.gokajak.com.
Serdecznie dziękujemy.